1. Wszystko wróci do Dracha

W jednym z wywiadów, którego Szczepan Twardoch udzielał po sukcesach Wiecznego Grunwaldu oraz Morfiny, na pytanie, o czym pisze teraz książkę, odpowiedział: “O Śląsku, niestety”*. To “niestety” miało pewien związek z niepokojem pisarza, aby nie został przyporządkowany, aby nie pisano przy jego nazwisku “pisarz śląski”.

Dzięki Bogu, choć jest Drach sagą ludzi Śląska, Twardoch udowadnia nim, że jest pisarzem Polski. Że, traktując o ludziach z miejsca, z którego się wywodzi, nie milczy również o Polsce. Nie bądźmy małostkowi i zawistni: świetny pisarz, szczery człowiek. Wyrazista postać. Kogoś takiego trzeba polskiej literaturze było – nie durnia, który z berłem poezji w ręce ma się za nie wiadomo kogo, ale faceta w Mercedesie, którego tłumaczą dziś na niemiecki, czym autor pochwalił się na profilu serwisu społecznościowego. “Syna starego Twardocha”, jak sam siebie określił w innym wywiadzie**.

Czym jest Drach? Istotą, po której bohaterowie książki chodzą. Do której przynależą. “Wszystko dzieje się w moim ciele, jak pieszczota” [s. 223]. Drach jest drzewem, ziemią, truchłem, które zmieni się w błoto. Drach jest chyba wszystkim, ponieważ wie. Wie, ale nie rozumie, bo rozumienie nie ma znaczenia. Nierozumienie również nie ma znaczenia. Woda płynie. Rzeczy dzieją się, zmienia się ich porządek, ludzie rodzą się i umierają, lecz nie ma to znaczenia. Jak wszystko.

Czytanie tej powieści jest doznaniem dość wyjątkowym. Przemieszanie języków “wasserpolskiego”, niemieckiego oraz polskiego sprawia znakomitą trudność dla osób, które niemieckiego i gwary nie znają. Dzięki temu książka nabiera wagi, jest mozaiką, której nie do końca się rozumie, bo rozumieć nie jest najważniejsze. Jesteśmy świadkami wydarzeń, które dzieją się obojętnie. Niczym nie różni się drzewo od sarny, a sarna od człowieka. Idą w jednym kierunku, pochodzą z jednego pnia. Nasze jednak wyobrażenie o tym wszystkim finalnie będzie przytłaczające. Ludzie poginą jak niebyli, czas nie minie, dalej po prostu będzie. A narrator, czyli Drach, ani nie skończy, ani nie zacznie żadnej nowej historii. Będzie wciąż.

Słuchając historii opowiadanej przez Dracha, odbierałem mądrość ludową. Człowiek jaki był, to będzie. Nic się nie zmieni. Życie, wojna, gwałt, miłość, w końcu śmierć. Miliony dróg, nazw, imion, ulic. Kryształki pamięci. Nie pojmiemy tej mądrości, ale, urzeczeni jej opowieścią, nie będziemy przerywać. Milczeć będziemy, by swojej rodziny losy w ułomnym stopniu poznać i przekonać się, jak niewiele wiemy i wiedzieć będziemy.

I że nie ma to znaczenia.

Marcin

Drach to książka mocna, brutalna i bezkompromisowa, na czytającym nie zostawia suchej nitki – na mnie przynajmniej nie zostawił, spać po nim nie mogłem. Żadna z wydanych w ostatnich latach pozycji nie zrobiła na mnie podobnego wrażenia i ilekroć mam komuś Dracha polecić, waham się, bo z jednej strony to jedna z najlepszych rzeczy, jakie polecić w ogóle można, z drugiej zaś jest to rzecz ciężka i drastyczna, czytającemu przyniesie sporo bólu.

Ciężka już od samego początku. Twardoch maszeruje równo i żywo, czytelnik musi się nastarać, by dotrzymać mu kroku. Bogata narracja, trzy języki i ciągłe przeplatanie się miejsc i czasów (książka dzieje się jednocześnie w kilku miejscach, na przestrzeni całego stulecia), sprawiają, że pierwsze rozdziały są czymś na kształt rozgrzewki, treningu, w którym czytelnik uczy się twardochową pisaninę w ogóle rozumieć, poruszać się w niej. I właśnie to gęste tworzywo jest jedną z rzeczy najbardziej w Drachu imponujących, nie jest to żadna stylizacja, język umyślnie połamany i pogięty tak, by sprawiać wrażenie bardziej złożonego niż jest (plaga współczesnego polskiego pisania); drachowe tworzywo brzmi naturalnie, jest bezpośrednią konsekwencją, echem rozstrzelenia miejsc i czasów akcji. Tandem treści i formy zachwyca.

Dokąd jednak zmierza ów tandem? Donikąd!

Drach jest jak cios w twarz, jak kubeł zimnej wody. Idealnie surowy, wstrząsający i otrzeźwiający. Wypełnia go po brzegi historia rodziny Magnorów rozciągnięta na sto lat, dwie wojny i pięć (zdaje się) pokoleń. Pełno w niej wzlotów i upadków, rzeczy wstrząsających, rozdzierających, bolesnych, a czytelnik, stale zmuszany do zmiany punktu siedzenia – a co za tym idzie, także widzenia – musi brać aktywny udział w kluczeniu między nimi, poświęcać im znacznie więcej uwagi, niż gdyby nie wymusiła tego na nim forma. Wszystkim tym losom przygląda się tytułowy Drach, który o sobie mówi tylko tyle, że widzi, wie, czuje, zna wszystko. Mówi o drążeniu w nim kopalń, więc kto wie, może jest ziemią…

I tutaj docieramy do istoty książki. Do wielkiej i przerażającej przepaści, nad którą stawia nas Drach. Przygląda się on tej, a nie innej rodzinie bez większego powodu, podobnych rodzin, podobnych losów, nieszczęść, pustych żyć i śmierci jest przecież bez liku. I każda z nich znaczy dokładnie tyle, co wszystkie inne, zatem wszystko i nic zarazem. Drach przetacza się bezosobowo nad kolejnymi stronami, bez wzruszenia i emocji przygląda się coraz to większej spirali nieszczęść i ta surowość, ta obojętność (bo przecież śmierć to śmierć i nie ma różnicy między sarną i człowiekiem) działa jak szkło powiększające, stawiając czytelnika nie tylko naprzeciw śmierci tego, czy innego bohatera… ale naprzeciw śmierci, bólu, szczęścia i nieszczęścia w ogóle. Oklepany frazes o tym, że książki to zwierciadła w których czytelnik się przygląda, jest tutaj wyjątkowo trafny.

Polecać więc, czy nie polecać? Bo to nie jest książka o Śląsku, ani o tej czy innej rodzinie, ale o wielkiej pustce, wielkiej nieuchronności, które dotykają wszystkich, także czytającego. Nie ma różnicy – człowiek, zwierzę, drzewo. Wszystko jest jedno, wszystko wróci do Dracha.

Paweł

* Wywiad dla magazynu “Logo24”, 3×2014. (Dostęp online : 14XII2015) http://www.logo24.pl/Logo24/1,125389,16709554,Szczepan_Twardoch___Pisac__Nienawidze___WYWIAD_.html

** Wywiad dla magazynu “Playboy”nr 10 2014. (Dostęp online: 14XII2015) http://wywiadowcy.pl/szczepan-twardoch/)